„Kiedy przeszłość
jest warta tyle, co z niej zabierzesz”
Tabasko ‘Wychowani
w Polsce’*
W
jesienny wieczór wybrałam się do słupskiej filharmonii na koncert jubileuszowy
– podsumowujący dziesięć lat cyklu Etnoscena, w ramach której odbywały się
koncerty zespołów z tzw. nurtu world
music. Tym razem na scenie pojawili się Tomasz Kukurba (Kroke) i Kamil
Radzimowski. Trochę się wahałam czy iść, odkąd zorientowałam się, że koncert ma
być z towarzyszeniem orkiestry, bo przynajmniej duduka wolałabym posłuchać bez…
No, ale skoro koncert jubileuszowy, to powinien być zrobiony z rozmachem i
odpowiednią oprawą, a orkiestra jedno i drugie zapewnia.
Koncert
rozpoczął „Trojak jubileuszowy” Krzesimira Dębskiego. Potem była część
akademicka, bo trzeba było te dziesięć lat podsumować, a przede wszystkim
podziękować tym, dzięki którym Etnoscena powstała i wciąż funkcjonuje. Pomysłodawczynią
i główną realizatorką jest Joanna Kubacka, prezeska Stowarzyszenia Kulturalnego
„Pegaz”, która tego wieczoru otrzymała m.in. 20 róż, dziesięć niejako na zaś,
zanim świętować będziemy kolejną okrągłą rocznicę. To dzięki niej, a także
dzięki sponsorom (m.in. Urząd Miasta Słupska, Samorząd Województwa Pomorskiego),
można było w Słupsku posłuchać na żywo licznych muzyków w różny sposób
korzystający i nawiązujący do muzyki etnicznej. Wśród tych, którzy pojawili się
na słupskiej scenie, wymienić można np. Kapelę ze Wsi Warszawa, Dikandę,
Shannon, Magdę Navarette, Masala SoundSystem, Bombino, Projekt Grzegorza Rogali
i Klezzmafour. Koncertowi towarzyszyła wystawa przedstawiająca plakaty i zdjęcia z minionych koncertów. Przygotowano również wizualizacje - słuchając muzyki można było też oglądać zdjęcia, głównie z miejsc, z których pochodziły prezentowane melodie.
Jubileuszowy
koncert pomyślany był tak, by było efektownie, odświętnie, a zarazem tak by
zadowolić różnych słuchaczy. Tomasz Kukurba i Kamil Radzimowski pojawiali się
na scenie naprzemiennie, grając po dwa swoje utwory z towarzyszeniem orkiestry
Sinfonia Baltica pod dyrekcją Bohdana Jarmołowicza. Pierwszy z altówką, drugi z
dudukiem. Pierwszy z żywą, pełną radości i energii muzyką, taką bardziej do zabawy,
drugi z muzyką refleksyjną, skłaniającą do zadumy. Początkowo takie skakanie
między nastrojami bardzo mi przeszkadzało, z czasem się przyzwyczaiłam i
zaczęłam doceniać taki zamysł. Sprawił on, że wydarzenie to było faktycznie
jedną całością, a nie oddzielnymi występami Kukurby i Radzimowskiego, ze
wspólnym mianownikiem w postaci współpracy ze słupską orkiestrą i czerpaniem z
muzyki tradycyjnej (różnych kręgów kulturowych). Dzięki temu udało się utrzymać
świąteczny charakter wieczoru – regularne powroty na scenę Kukurby nie
pozwoliły poddać się na dłużej melancholijnemu nastrojowi wywoływanego przez magiczny
duduk (Radzimowski wykonał np. utwór
„Nostalgia”, a także motywy z filmów „Gladiator”, „Pasja”).
To był
taki świąteczny koncert i utwory z repertuaru zespołu Kukurby – Kroke w aranżacji
Jarmołowicza podkreślały tą radosną atmosferę. Z kolei muzyka Radzimowskiego
wywoływać mogła tęsknotę za odległym
światem, gdy żyło się według starych zwyczajów, bliżej natury i człowieka, za
światem, który wypierany jest przez nowoczesność pełną elektoniki. Tak ten
koncert zatytułowano: Odgłosy zanikającego świata… Tak, niewątpliwie wiele
dawnych zwyczajów, przedmiotów (w tym instrumentów muzycznych) i melodii,
pieśni i tańców odchodzi w zapomnienie, nierzadko bezpowrotnie umiera. Na
szczęście, nie brak pasjonatów, którzy jeździli i jeżdżą dalej w najróżniejsze
zakątki, by zapisać i przekazać światu dalej to, czemu grozi śmierć. Są muzycy,
którzy próbują odtwarzać dawne dźwięki i klimaty,
wielu w najróżniejszy sposób unowocześnia je. To dzięki nim słupska
publiczność miała okazję doświadczać tych niezwykłych koncertów z cyklu
Etnosceny. Także tego jesiennego wieczoru dawny świat powrócił, tym razem w
eleganckiej, uładzonej, nowoczesnej formie, dostarczając intensywnych wrażeń
estetycznych i wywołując najróżniejsze uczucia. Muzykomada początek koncertu,
prawie całą do przerwy część przeżyła bardzo,
później niestety zaczęła więcej myśleć, analizować, oceniać.
Zgromadzonym
słuchaczom najwyraźniej również podobało się bardzo. Od samego początku hojnie
nagradzali artystów brawami, na koniec nawet na stojąco. Entuzjazm wywoływały
szczególnie popisy Kukurby, ale Radzimowski z mniej efektowną muzyką graną na
nieznanym pewnie wielu instrumencie, wywołał duże wrażenie, co potwierdza
choćby fakt, że już w przerwie sprzedał wszystkie przywiezione płyty, po
koncercie długo je podpisując. Miałam wrażenie, że do twórczości Radzimowskiego
widzowie przekonywali się stopniowo, bo największe oklaski zebrał pod koniec. Wynikało
to może z tego, że duduk nie jest u nas tak znany jak altówka i wielu
zgromadzonych może dopiero przy okazji tego koncertu dowiedziała się o
istnieniu takiego instrumentu. Muzykomada słyszała go już wcześniej i to on był
głównym powodem, dla którego przyszła. Teraz, gdy wreszcie usłyszała go na
żywo, może go uznać za drugi swój ulubiony instrument.
Nie zabrakło
i utworów zagranych wspólnie przez wszystkich występujących muzyków. Jeden z
nich, „Anioły” zachwycił mnie szczególnie, tym bardziej, że miał dla mnie
element zaskoczenia. Po pierwszym wspólnym utworze, ponownie zamknęłam oczy
przekonana, że Kukurba wróci na chwilę za kulisy, a „Anioły” zagra tylko
Radzimowski z orkiestrą. I nagle usłyszałam niesamowity śpiew, rzeczywiście
jakby anielski… Otworzyłam oczy i okazało się, że to Kukurba śpiewa. Cały
koncert, nie licząc solowych bisów, również zakończył się wspólnym utworem.
Koncert
„Odgłosy zanikającego świata” był niesamowitym wydarzeniem. Dwóch wspaniałych
wyrazistych muzyków wspólnie ze słupską orkiestrą stworzyło niezwykłe święto
muzyki.
Zapowiedź
A już w najbliższą środę, 22.10, kolejny koncert z cyklu Etnoscena. Tym razem Makaruk - Erotyki ludowe. Tu opis ze strony internetowej słupskiej filharmonii:
Gdy Grzegorz Ciechowski (z Ciechowa) nagrał ludowy temat Piejo kury, piejo i uczynił z niego nasycony seksem przebój, spowodowało to niemałe zamieszanie na polskim rynku muzycznym. Dariusz Makaruk poszedł jeszcze dalej. Zebrał kilkanaście piosenek z ludowego śpiewnika, obudował je elektroakustycznymi dźwiękami i wydał na płycie Erotyki ludowe. Muzyk i producent, postanowił pogodzić ze sobą dwa, zdawałoby się przeciwstawne muzyczne światy. Wziął na warsztat ludowe teksty i melodie i zaaranżował je na sposób jazzowy, orkiestrowy, klubowy czy elektroniczny, zachowując jednak ich oryginalne brzmienie. W rezultacie powstał odważny i muzycznie zaskakujący album, który pozwala spojrzeć na naszą tradycję z całkiem nowej perspektywy. Słowa nastrojowych ballad, kołysanek czy żartobliwych erotyków wyśpiewuje kobiecy Zespół Śpiewaczy z Rudy Solskiej. Naturalność, z jaką pieśniarki podają teksty oraz nowoczesna aranżacja, uwypuklają szeroki erotyczny podtekst utworów, który zwykle wpisany jest w ludowe przyśpiewki, a o którym często zapominamy. Do współpracy przy kreowaniu niezwykłego brzmienia albumu Makaruk zaprosił Michała Urbaniaka i Tymona Tymańskiego, Gendosa, saksofonistę i twórcę stylu FlapWłodzimierza Kiniora Kiniorskiego oraz Antoniego Gralaka, trębacza i kompozytora związanego ze sceną drum'n'bassową.