poniedziałek, 20 października 2014

Kukurba, Radzimowski: "Odgłosy zanikającego świata", Słupsk, Polska Filharmonia Sinfonica Baltica, 26.09.2014

„Kiedy przeszłość jest warta tyle, co z niej zabierzesz”
Tabasko ‘Wychowani w Polsce’*

W jesienny wieczór wybrałam się do słupskiej filharmonii na koncert jubileuszowy – podsumowujący dziesięć lat cyklu Etnoscena, w ramach której odbywały się koncerty zespołów z tzw. nurtu  world music. Tym razem na scenie pojawili się Tomasz Kukurba (Kroke) i Kamil Radzimowski. Trochę się wahałam czy iść, odkąd zorientowałam się, że koncert ma być z towarzyszeniem orkiestry, bo przynajmniej duduka wolałabym posłuchać bez… No, ale skoro koncert jubileuszowy, to powinien być zrobiony z rozmachem i odpowiednią oprawą, a orkiestra jedno i drugie zapewnia.

Koncert rozpoczął „Trojak jubileuszowy” Krzesimira Dębskiego. Potem była część akademicka, bo trzeba było te dziesięć lat podsumować, a przede wszystkim podziękować tym, dzięki którym Etnoscena powstała i wciąż funkcjonuje. Pomysłodawczynią i główną realizatorką jest Joanna Kubacka, prezeska Stowarzyszenia Kulturalnego „Pegaz”, która tego wieczoru otrzymała m.in. 20 róż, dziesięć niejako na zaś, zanim świętować będziemy kolejną okrągłą rocznicę. To dzięki niej, a także dzięki sponsorom (m.in. Urząd Miasta Słupska, Samorząd Województwa Pomorskiego), można było w Słupsku posłuchać na żywo licznych muzyków w różny sposób korzystający i nawiązujący do muzyki etnicznej. Wśród tych, którzy pojawili się na słupskiej scenie, wymienić można np. Kapelę ze Wsi Warszawa, Dikandę, Shannon, Magdę Navarette, Masala SoundSystem, Bombino, Projekt Grzegorza Rogali i Klezzmafour. Koncertowi towarzyszyła wystawa przedstawiająca plakaty i zdjęcia z minionych koncertów. Przygotowano również wizualizacje - słuchając muzyki można było też oglądać zdjęcia, głównie z miejsc, z których pochodziły prezentowane melodie.

Jubileuszowy koncert pomyślany był tak, by było efektownie, odświętnie, a zarazem tak by zadowolić różnych słuchaczy. Tomasz Kukurba i Kamil Radzimowski pojawiali się na scenie naprzemiennie, grając po dwa swoje utwory z towarzyszeniem orkiestry Sinfonia Baltica pod dyrekcją Bohdana Jarmołowicza. Pierwszy z altówką, drugi z dudukiem. Pierwszy z żywą, pełną radości i energii muzyką, taką bardziej do zabawy, drugi z muzyką refleksyjną, skłaniającą do zadumy. Początkowo takie skakanie między nastrojami bardzo mi przeszkadzało, z czasem się przyzwyczaiłam i zaczęłam doceniać taki zamysł. Sprawił on, że wydarzenie to było faktycznie jedną całością, a nie oddzielnymi występami Kukurby i Radzimowskiego, ze wspólnym mianownikiem w postaci współpracy ze słupską orkiestrą i czerpaniem z muzyki tradycyjnej (różnych kręgów kulturowych). Dzięki temu udało się utrzymać świąteczny charakter wieczoru – regularne powroty na scenę Kukurby nie pozwoliły poddać się na dłużej melancholijnemu nastrojowi wywoływanego przez magiczny duduk (Radzimowski wykonał  np. utwór „Nostalgia”, a także motywy z filmów „Gladiator”, „Pasja”).



To był taki świąteczny koncert i utwory z repertuaru zespołu Kukurby – Kroke w aranżacji Jarmołowicza podkreślały tą radosną atmosferę. Z kolei muzyka Radzimowskiego wywoływać mogła tęsknotę za odległym światem, gdy żyło się według starych zwyczajów, bliżej natury i człowieka, za światem, który wypierany jest przez nowoczesność pełną elektoniki. Tak ten koncert zatytułowano: Odgłosy zanikającego świata… Tak, niewątpliwie wiele dawnych zwyczajów, przedmiotów (w tym instrumentów muzycznych) i melodii, pieśni i tańców odchodzi w zapomnienie, nierzadko bezpowrotnie umiera. Na szczęście, nie brak pasjonatów, którzy jeździli i jeżdżą dalej w najróżniejsze zakątki, by zapisać i przekazać światu dalej to, czemu grozi śmierć. Są muzycy, którzy próbują odtwarzać dawne dźwięki i klimaty, wielu w najróżniejszy sposób unowocześnia je. To dzięki nim słupska publiczność miała okazję doświadczać tych niezwykłych koncertów z cyklu Etnosceny. Także tego jesiennego wieczoru dawny świat powrócił, tym razem w eleganckiej, uładzonej, nowoczesnej formie, dostarczając intensywnych wrażeń estetycznych i wywołując najróżniejsze uczucia. Muzykomada początek koncertu, prawie całą do przerwy część przeżyła bardzo, później niestety zaczęła więcej myśleć, analizować, oceniać.


Zgromadzonym słuchaczom najwyraźniej również podobało się bardzo. Od samego początku hojnie nagradzali artystów brawami, na koniec nawet na stojąco. Entuzjazm wywoływały szczególnie popisy Kukurby, ale Radzimowski z mniej efektowną muzyką graną na nieznanym pewnie wielu instrumencie, wywołał duże wrażenie, co potwierdza choćby fakt, że już w przerwie sprzedał wszystkie przywiezione płyty, po koncercie długo je podpisując. Miałam wrażenie, że do twórczości Radzimowskiego widzowie przekonywali się stopniowo, bo największe oklaski zebrał pod koniec. Wynikało to może z tego, że duduk nie jest u nas tak znany jak altówka i wielu zgromadzonych może dopiero przy okazji tego koncertu dowiedziała się o istnieniu takiego instrumentu. Muzykomada słyszała go już wcześniej i to on był głównym powodem, dla którego przyszła. Teraz, gdy wreszcie usłyszała go na żywo, może go uznać za drugi swój ulubiony instrument.



Nie zabrakło i utworów zagranych wspólnie przez wszystkich występujących muzyków. Jeden z nich, „Anioły” zachwycił mnie szczególnie, tym bardziej, że miał dla mnie element zaskoczenia. Po pierwszym wspólnym utworze, ponownie zamknęłam oczy przekonana, że Kukurba wróci na chwilę za kulisy, a „Anioły” zagra tylko Radzimowski z orkiestrą. I nagle usłyszałam niesamowity śpiew, rzeczywiście jakby anielski… Otworzyłam oczy i okazało się, że to Kukurba śpiewa. Cały koncert, nie licząc solowych bisów, również zakończył się wspólnym utworem.

Koncert „Odgłosy zanikającego świata” był niesamowitym wydarzeniem. Dwóch wspaniałych wyrazistych muzyków wspólnie ze słupską orkiestrą stworzyło niezwykłe święto muzyki.

Zapowiedź
A już w najbliższą środę, 22.10, kolejny koncert z cyklu Etnoscena. Tym razem Makaruk - Erotyki ludowe. Tu opis ze strony internetowej słupskiej filharmonii:
Gdy Grzegorz Ciechowski (z Ciechowa) nagrał ludowy temat Piejo kury, piejo i uczynił z niego nasycony seksem przebój, spowodowało to niemałe zamieszanie na polskim rynku muzycznym. Dariusz Makaruk poszedł jeszcze dalej. Zebrał kilkanaście piosenek z ludowego śpiewnika, obudował je elektroakustycznymi dźwiękami i wydał na płycie Erotyki ludowe. Muzyk i producent, postanowił pogodzić ze sobą dwa, zdawałoby się przeciwstawne muzyczne światy. Wziął na warsztat ludowe teksty i melodie i zaaranżował je na sposób jazzowy, orkiestrowy, klubowy czy elektroniczny, zachowując jednak ich oryginalne brzmienie. W rezultacie powstał odważny i muzycznie zaskakujący album, który pozwala spojrzeć na naszą tradycję z całkiem nowej perspektywy. Słowa nastrojowych ballad, kołysanek czy żartobliwych erotyków wyśpiewuje kobiecy Zespół Śpiewaczy z Rudy Solskiej. Naturalność, z jaką pieśniarki podają teksty oraz nowoczesna aranżacja, uwypuklają szeroki erotyczny podtekst utworów, który zwykle wpisany jest w ludowe przyśpiewki, a o którym często zapominamy. Do współpracy przy kreowaniu niezwykłego brzmienia albumu Makaruk zaprosił Michała Urbaniaka i Tymona Tymańskiego, Gendosa, saksofonistę i twórcę stylu FlapWłodzimierza Kiniora Kiniorskiego oraz Antoniego Gralaka, trębacza i kompozytora związanego ze sceną drum'n'bassową.