„Nierozwiązana pętla, o niej pamiętam”
Buka, SumaStyli ft. Mona 'Ulica niepozałatwianych spraw'*
Wreszcie
przyszedł ten dzień, gdy Muzykomada, która zaczynała rapu słuchać od Peji,
przyjechała na jego koncert. Okazji miałam wiele dotąd, ale zawsze jakoś nie po
drodze mi było. Okazji było wiele, bo przecież Peja ciągle koncertuje, a ja
przez kilka lat mieszkałam w Poznaniu. W Poznaniu, z którym sama się związałam
na dłużej, choć nie było mi tu fajnie ani tym bardziej lekko. Zastanawiałam
się, czy jechać ze Słupska, pół Polski, czy mi na tym aż tak zależy, skoro tyle
razy miałam jego koncert na miejscu, a nigdy wcześniej nie przyszłam. Ale czym
bliżej było 28.03, tym bardziej widziałam, że dosłownie wszystko kieruje mnie
na ten koncert, nic tylko poddać się tej fali, która mnie tam zaniesie. I tak i
tak moja rodzina miała do załatwienia akurat pod koniec marca pewne sprawy w
Poznaniu, nic tylko wsiąść w samochód stojący pod oknem i odjeżdżający w odpowiednim
kierunku w sobotę rano. Cena koncertu B.O.K w Szczecinie, na którym byłam w
lutym, była dla mnie dużo wyższa niż cena biletu wstępu, bo oprócz dodatkowej
kasy na przejazdy, nocleg itp. było w tym wiele dodatkowej mojej pracy,
zaangażowania, a nawet pewnego ryzyka. Tutaj wystarczyło skorzystać ze
sprzyjającego wiatru i kupić bilet na koncert przy wejściu do klubu, którego
nie musiałam nawet specjalnie lokalizować, bo już w nim bywałam.
Szłam,
jak mi się wydawało, by zobaczyć na żywo koncert człowieka, od którego zaczęła
się moja świadoma przygoda z hip-hopem. Człowieka, który pokazał mi, że hip-hop
nie jest taki zły, jak się wielu wydaje, choć sam symbolizuje m.in. to co w
hip-hopie najgorsze. To był jeden z ważniejszych powodów, dla których
zainteresowałam się rapem – sprawdzić, czy rzeczywiście jest tak źle, jak się
często słyszy? I dlaczego, mimo tak kiepskich licznych opinii i wyobrażeń, tylu ludzi z hip-hopem się identyfikuje? Jako dawna miłośnicza ciężkiego metalu,
reprezentowanego m.in. przez takie kapele jak Vader czy Besatt, bardzo dobrze
widziałam tą skalę. Na rzuceniu uchem na
twórczość Peji i O.S.T.R’ego mogłam skończyć (i wrócić do innej muzyki), bo oni
mnie dostatecznie przekonali, że w hip-hopie jest też wiele dobrego. Mogłam,
ale na szczęście tak się nie stało.
Wracając
do koncertu Peji… Nie chcę się rozpisywać i opisywać dokładnie. W każdym bądź
razie okazało się, że poszłam nie na koncert a operację serca. Parę słów Peji
wypowiedzianych po pierwszych dwóch utworach wywołały we mnie lawinę
różnorodnych uczuć i sprawiły, że się prawie rozpłakałam. Zwyczajne przywitanie:
„Witajcie w domu!” a wzruszenie wywołało u mnie wielkie, a jednocześnie też i
bunt: w jakim domu?! Może to i dom, ale raczej taki, z którego chce się
wyjechać jak najdalej i wpadać ewentualnie raz w roku na kawę. Generalnie, ciężki
to dla mnie temat, ale temat, który muszę przepracować. Od tego koncertu mija
miesiąc i mogę już powiedzieć, że operacja się powiodła. Zauważam pozytywne
zmiany w obszarze akceptacji. Cały ten wyjazd i to jedno, dla mnie kluczowe,
zdanie Peji pozwoliły mi wrócić do pewnych wspomnień, by spojrzeć na pewne rzeczy
inaczej, z większym zrozumieniem i łagodnością. Z akceptacją tego, co trudne, bolesne
i generalnie nie takie, jakie by się chciało. I poszukać tych jaśniejszych dni w Poznaniu, bo nie wszystkie przecież były szare czy burzowe. Jest mi teraz o tyle łatwiej, że
już w Poznaniu nie mieszkam i nic nie wskazuje na to, że wprowadzę się tam
trzeci raz. Jeszcze nie wiem, co z tego
wszystkiego wyniknie i dokąd mnie to zaprowadzi, ale wiem, że było to dla mnie
szalenie ważne i bardzo mi potrzebne. A Peja ma moją dozgonną wdzięczność.
W teledysku Ciry Poznań jakiego prawie nie znam... I mądre słowa, które warto sobie przypominać: "To ty masz siłę, która generuje nastrój".
O tym, co mi się wiąże z tym koncertem, mogłabym napisać co najmniej drugie tyle. Odpuszczę sobie jednak, zwracając na koniec uwagę na dwie rzeczy. Raz, warto być uważnym na otoczenie i swoje reakcje, bo może
się okazać, że coś ważnego może się wydarzyć nawet tam, gdzie idziemy się tylko
pobawić albo dlatego, że wypadałoby w końcu pójść na koncert Peji… Dwa, dla mnie ten koncert był jednym wielkim
hałasem, ale to w tym momencie jest niezbyt ważne. Zresztą, operacje do przyjemnych raczej nie należą ;)
Dla pewnego porządku chwilę o gościach i supportach. Swój czas na scenie przed Peją mieli Lasio Companija (uważam, że bardzo dobrze radzi sobie na scenie i ma duży potencjał koncertowy; ciekawy motyw z "Przeżyj to sam" dla mnie na koncercie rapera, od którego zaczęłam sprawdzać, czy hip-hop jest rzeczywiście taki zły i okropny), W Mieście Wychowani z Bydgoszczy (jaka radość i miłe zaskoczenie dla mnie było zobaczenie na scenie DJ Paulo, a potem gdzieś w klubie Oera z B.O.K!) i Śliwa, który najwyraźniej zdobył już sobie liczną grupę fanów, a na scenie czuje się świetnie. Po Śliwie przyszedł wreszcie czas na Peję. Mi osobiście jego koncert zdominowały te moje osobiste rewelacje związane z przywitaniem (żeby nie było za słodko, później pojawił się stary kawałek z takim oto fragmentem: "jak się komuś nie podoba, niech spier..."). Gości na scenie było sporo, bo wielu ich na płycie "Książę aka. Slumilioner" i większość przyjechała, w tym De2s z Paryża i Azyl z Berlina. Mi szczególnie miło było zobaczyć razem występujących Peję z Glacą. Raz, że Glaca to dawny lider metalowej kapeli Sweet Noise, dwa taki był mój the very beginning: był luty/marzec 2012, mieszkałam wtedy na Jeżycach, wróciłam z rockowego koncertu Jelonka i wędrowałam po youtubie - i tak od Jelonka przez Sweet Noise trafiłam na to:
Na tym koncercie nie było tego kawałka, była za to "Martwa muzyka" (bez Bezczela) z najnowszego albumu Peji i "Pozwól mi żyć", klasyk. Wydarzenie zamknęło wręczenie złotych płyt wszystkim biorącym udział w powstaniu "Książę aka. Slumilioner", którym udało się dotrzeć w tym terminie do Poznania. Gratulacje wszystkim!
Dla pewnego porządku chwilę o gościach i supportach. Swój czas na scenie przed Peją mieli Lasio Companija (uważam, że bardzo dobrze radzi sobie na scenie i ma duży potencjał koncertowy; ciekawy motyw z "Przeżyj to sam" dla mnie na koncercie rapera, od którego zaczęłam sprawdzać, czy hip-hop jest rzeczywiście taki zły i okropny), W Mieście Wychowani z Bydgoszczy (jaka radość i miłe zaskoczenie dla mnie było zobaczenie na scenie DJ Paulo, a potem gdzieś w klubie Oera z B.O.K!) i Śliwa, który najwyraźniej zdobył już sobie liczną grupę fanów, a na scenie czuje się świetnie. Po Śliwie przyszedł wreszcie czas na Peję. Mi osobiście jego koncert zdominowały te moje osobiste rewelacje związane z przywitaniem (żeby nie było za słodko, później pojawił się stary kawałek z takim oto fragmentem: "jak się komuś nie podoba, niech spier..."). Gości na scenie było sporo, bo wielu ich na płycie "Książę aka. Slumilioner" i większość przyjechała, w tym De2s z Paryża i Azyl z Berlina. Mi szczególnie miło było zobaczyć razem występujących Peję z Glacą. Raz, że Glaca to dawny lider metalowej kapeli Sweet Noise, dwa taki był mój the very beginning: był luty/marzec 2012, mieszkałam wtedy na Jeżycach, wróciłam z rockowego koncertu Jelonka i wędrowałam po youtubie - i tak od Jelonka przez Sweet Noise trafiłam na to:
Na tym koncercie nie było tego kawałka, była za to "Martwa muzyka" (bez Bezczela) z najnowszego albumu Peji i "Pozwól mi żyć", klasyk. Wydarzenie zamknęło wręczenie złotych płyt wszystkim biorącym udział w powstaniu "Książę aka. Slumilioner", którym udało się dotrzeć w tym terminie do Poznania. Gratulacje wszystkim!
Dla siebie zasygnalizuję jeszcze garść wątków kilkoma linkami, a każdemu polecam posłuchać tych utworów i wywiadu niezależnie od tego, co mi w głowie i sercu w związku z nimi siedzi. Każdy może zwrócić uwagę na coś innego :)
Wywiad z Kulczykiem, m.in. o mentalności poznańskiej i bydgoskiej
Na koniec: wielkie, wielkie gratulacje dla Peji! I życzenia kolejnych sukcesów i rozwoju!
Na koniec: wielkie, wielkie gratulacje dla Peji! I życzenia kolejnych sukcesów i rozwoju!
A ja się jednak rozpisałam trochę ;)