sobota, 22 marca 2014

Buka u Bazyla, 14.03.14


Muzyka daje mi światło i lot,
Z nią pokonam każdy realizmu płot.
Muzyka nas łączy i daje wspólny kod.”
L.U.C „Dziękuję”*

Tydzień temu odbył  się ostatni koncert z serii pt. Moi ulubieni raperzy. Fajnie było zobaczyć swoich ulubieńców w przeciągu dwóch miesięcy. L.U.C, Hukos i Cira, Buka. Trudno mi o tym koncercie pisać, bo nie wiadomo, kiedy będzie okazja znów usłyszeć ich ze sceny znów. Na koncercie Buki byłam pod koniec sierpnia w Brodnicy, na kolejny trzeba było czekać dobre pół roku. A i w najbliższym czasie nie zapowiadają się koncerty, na które czekałabym szczególnie. Aż do połowy czerwca, kiedy to zniknę zupełnie dla innych spraw na trzy dni na rzecz EthnoPortu (13-15.06). Przepraszam, niedługo ma być koncert Kwartetu Jorgi!

Na koncert Buki przyszłam pełna obaw. Raz, że te moje megaoczekiwania, które, jak już wiem z doświadczenia potrafią zepsuć wrażenia z bardzo dobrego występu – koncert Zeusa kojarzy mi się z rozczarowaniem właśnie przez te moje kosmiczne czasem oczekiwania! Dwa, obawiałam się frekwencji, bo vide koncert Hukosa i Ciry, i bo silna konkurencja, choćby w postaci koncertu O.S.T.R&MarcoPolo jakieś trzy kilometry dalej (sama bym poszła, gdyby był w innym terminie; kupując bilet wątpliwości nie miałam, ale teraz przyglądam się kartagińskiej trasie i odzywa się  we mnie Tony Halik, w niedzielę 23.03 są w Bydgoszczy…). O meczu Lecha nie wspomnę, bo nie rozumiem fenomenu polskiego futbolu, hehe.

Koncert Buki bardzo dobry był, dał nawet radę z moimi kosmicznymi oczekiwaniami. Nawet pozytywnie zaskoczył. Ale poziomu L.U.C’a nie przeskoczył, nawet nie doskoczył (przepraszam, miałam nie porównywać, bo to sensu większego nie ma… L.U.C, śmiem to teraz z przykrością niejako twierdzić, inna liga. Na razie ;) ). Koncertowa energia była, co dało się wyczuć już na supportach (Arbak/Arson i Brian) Trudno mi ocenić, czy to sprawa tych na scenie, czy tych pod. Bo jak wiemy, energocyrkulacja… Pewnie jednych i drugich. Naprawdę, była różnica z tym co widziałam i słyszałam przed występem De2s, a potem Hukosa i Ciry (o supportach myślę, rzecz jasna).

Bo, muszę to napisać, sporo ludzi na koncercie było! Jasne, mogło być dużo więcej, ale nie oszukujmy się, ludzie zazwyczaj chodzą, jeśli w ogóle, na gwiazdy, a hiphopową  gwiazdą tego wieczoru był OSTR. I Marco Polo, rzecz jasna. Po koncercie Hukosa i Ciry, którzy choć robią dobry rap, słuchaczy mają dziwnie mało, miałam kryzys wiary. Ten koncert wiarę mi przywrócił. Oczywiście, mogło być więcej ludzi, u Bazyla miejsce jest, a Buka zasługuje na liczną publiczność, nawet w tak trudnym (w pewnym sensie, na ile rozumiem to miasto; nawet siedząc w klubie przed koncertem zapisałam sobie, że tu nie ma klimatu dla takiej twórczości, jaką uprawia Buka. Niech żyje Trójmiasto, w którym może jednak kiedyś zamieszkam!) mieście. Tym większy szacun w stronę publiki! A byli to ludzie, którzy ogarniali twórczość Buki w całości albo w większej części przynajmniej. Domagali się  np. starszych utworów, niekoniecznie „Pierwszej miłości”.

I wiedzieli, co to Sumastyli. To osobny w sumie, hehe, wątek. Ale ważny, i  szybko stała się Suma ważniejsza dla mnie niż tzw. Buka. I szczerze bym chciała, Suma stała się dla pewnych osób priorytetem. Na razie, niestety, tak nie będzie. Buka wspomniał na koncercie o swoich planach na najbliższy czas… Myślałam, że skoro Skor lada moment wraca do Polski i wskoczy od razu z nagraną niedawno płytą, to płyta Sumy jest niejako już w drodze. Okazało się, że, niestety, nie. W tym roku się nie ukaże… Na koncercie pojawił się utwór Sumy pt. "Nic mi się nie chce". Trochę dziwny wybór, jak dla mnie, mają lepsze w swoim repertuarze, chociaż wiele z nich niekoniecznie jest koncertowa. Nie wiem, co Buką kierowało przy wybieraniu koncertowej tracklisty, ale coraz bardziej mi się podoba ten motyw. Trzeba mieć to coś (klasę? odwagę? charyzmę? nie wiem, dawno do słownika nie zaglądałam), by taki utwór z powodzeniem zagrać na scenie.  być coś Ja sobie przy okazji przypomniałam sobie o "obraź się". Byłam o krok od obrażenia się, gdy usłyszałam o najbliższych planach… Mimo że, dzięki Biszowi w dużej mierze, do premier płyt podchodzę z wszystko w swoim czasie.

Dobra, kończymy o Sumie. Koncertowo, było rzeczywiście bardzo dobrze. Raz, że dobrze wypada z graniem utworów na żywo. Dwa, Buka bardzo fajnie nawiązuje kontakt z publicznością.  Dla mnie osobiście bardzo miłym akcentem była zwrotka z "Ody do młodości" z płyty L.U.C'a i Motion Trio. Pamiętam wykonanie tego utworu na żywo przez L.U.C'a i akordeonowe trio 17 stycznia. Wtedy ten kawałek zagrano w całości, tyle że Buka pojawił się tam tylko wirtualnie dzięki możliwościom technicznym (zresztą, on wtedy też gdzieś miał swój koncert). "Oda" stała się klamrą spinającą dla mnie trzy koncerty moich ulubionych raperów. A Buce wróżę wiele koncertowych sukcesów. Oby tylko nagrywał dalej co najmniej dobre płyty i koncertował! 




Z Buką na scenie byli ludzie z Primore Cru (a może ludź ;) nie wiem, ale jak już wspomniałam, do profesjonalistki trochę mi brakuje… ). Żeby się tego dowiedzieć, musiałam zaliczyć kolejną wtopę. Ale o szczegółach może wspomnę w prywatnym, papierowym pamiętniku ;)

tu link do fotorelacji z koncertu: perfectamente photography

niedziela, 2 marca 2014

Polsko-ukraiński koncert. Dikanda & Haydamaky. U Bazyla, 23.02.2014


„Trzeba umieć żyć, żeby umrzeć,
Trzeba umieć umrzeć, by żyć”
Gural, „Słowiańska krew” (Donatan RÓWNONOC)

Wieczór był specyficzny… Koncert Dikandy i Haydamaky, końcówka karnawału… Od miesiąca nastawiałam się na tańce-hulańce… Ale sytuacja na Ukrainie (Haydamaky to ukraiński zespół) trudna, a w połowie lutego zaczęło dziać się naprawdę źle… Zespół Haydamaky nie bez przeszkód przedostał się z Majdanu do Polski na trasę koncertową. Panowie wymyślili, że w takich okolicznościach historycznych koncerty będą inne, bardziej refleksyjne, bez tańców, za to z rozmowami, świeczkami…

„I już oficjalnie - koncerty Haydamaków odbędą się. Chłopakom udało się w nocy wyjechać z Kijowa, rano przekroczyć granicę.Wczoraj byli jeszcze na Majdanie, ale po tym, co zobaczyli, zdecydowali się przyjechać i wykrzyczeć swoje emocje. Dziś zaczynamy ośmiodniowy Euromaidan Tour. Będzie inaczej niż zakładaliśmy, piosenki po wczorajszych wydarzeniach w Kijowie nabrały innego znaczenia. Będzie energetyczne, ostro, ale z zadumą, z innymi emocjami. Chłopaki dedykują koncerty ofiarom w Kijowie. Będziemy słuchać, rozmawiać, ale i milczeć. Przynieście świeczki. Jeśli ktoś nastawiał się na radosne pląsanie - przepraszamy. Mamy nadzieję, że nasi przyjaciele z Dikandy też rozumieją sytuację i pomogą nam wyrazić te emocje. Nie zapominajcie o Ukrainie!” Takie słowa pojawiły się m.in. na stronie fejsbukowego wydarzenia.

Muzykomada była już raz na koncercie Dikandy, jakieś 20 miesięcy temu na EthnoPorcie w 2012, jedynym, który odbył się w sierpniu. Tym razem wyczuwało się inny nastrój, mimo że muzyka Dikandy jest jaka jest, czyli pozytywna, radosna, energetyczna, nawet gdy pojawiają się smutniejsze nuty. Grali swoje, zresztą tą trasą promowali też swoją najnowszą płytę „Rassi”. Ale Muzykomada miała wrażenie, że zespół starał się być neutralny. Robili swoje, ale z szacunkiem do przyjaciół z Ukrainy. A ludzie w zdecydowanej większości nie tańczyli. Przy takiej muzyce to naprawdę wyczyn. Ania, liderka zespołu, na ethnoportowym koncercie, i zapewnie na wszystkich innych poza tym lutowym, zachęcała do tańczenia. Zwłaszcza przy jednym utworze, który tym razem też się pojawił, ale już z innymi słowami wprowadzenia (tytułu nie znam). Wtedy Ania mówiła, by tańczyć, bo a nuż się coś wytańczy. I wstępnie wygląda na to, że Muzykomada sobie coś wtedy wytańczyła. Czekać trzeba było wiele miesięcy, ale…
 

W trakcie tego koncertu nagle przypomniała mi się taka scena z filmu „Pociąg życia” („Train de vie”):



Koncert Hajdamaków zaskoczył. Świeczek i zadumy nie było. Było za to dużo pozytywnej energii. Na twarzy lidera i innych członków zespołu często gościł uśmiech. Haydamaky zostały bardzo dobrze i serdecznie przyjęte przez liczną publiczność, a muzycy odwdzięczyli się świetnym występem. Widać było, że granie i kontakt ze słuchaczami sprawia im wielką przyjemność. Pod sceną i na scenie było żwawo. To była wschodniosłowiańska muzyka z rockowym, współczesnym pazurem. W dobrym wydaniu.


                                                     Występ 6 lat temu. Muzyka potwierdza postęp :)

Na refleksje czas przyszedł dopiero po koncercie. Zespół zapraszał do zadawania pytań, a pytać można było o wszystko, co związane jest z obecną sytuacją na Ukrainie. Niewiele osób zostało, a sporo z tych, którzy zostali i pytali mieli osobiste związki z Ukrainą albo byli we wszystkich  chyba na bieżąco. Muzykomada trochę uzupełniła wiadomości, bo ostatnio ucieka od polityki w muzykę, a w tygodniu poprzedzającym koncert żyła jeszcze koncertem i spotkaniem z ulubionymi raperami (prawie wszystko w klubie w tą niedzielę mi ich przypominało…). Muzykomada jednak też miała pytanie. O tą pozytywną energię koncertową – czy ona wynikała tylko z dobrego przyjęcia przez słuchaczy, czy też z tymczasowej sytuacji w ich kraju (w weekend trochę się uspokoiło, Tymoszenko wyszła na wolność, …). Okazało się, że to koncert. Planowali bardziej żałobne występy, ale okazało się, że nie potrafią tak, że te wcześniejsze na tej trasie koncertowej nie były udane. I dlatego koncert w Poznaniu był już taki. I dobrze, może na chwilę chociaż zapomnieli o bolesnych sprawach…

                   
                                 "Kto narodził się umrzeć musi
                                 A po śmierci narodzić się znów!
                                 Nie smuć się więc podczas
                                 Wypełniania swych obowiązków.
                                 A co do obowiązków -
                                 Musisz wiedzieć:
                                  Nie ma lepszego powodu by walczyć
                                 W imię zasad religii
                                  I obrony kraju przed wrogiem,
                                 By dowieść swego życia
                                  I stać się bohaterem..."


Los chciał, że Haydamaky grali w Poznaniu w dniu, gdy obchodzono rocznicę walki o Poznań (II wojna światowa). Muzykomada była w południe na Cytadeli na uroczystości, widziała ile ludzi składa kwiaty poległym. Później widziała rekonstrukcję bitwy. No, powiedzmy, że widziała, właściwie to głównie dym i czołg i panów w odblaskowych kamizelkach ;) nagłośnienie było kiepskie i tam, gdzie stała, nie dało się nic zrozumieć, a ktoś chyba dokładnie wszystko opowiadał i tłumaczył… nie było to przygotowane na tak dużą liczbę widzów. Ale mniejsza o kwestie organizacyjne. Los ciekawie zestawił tą rocznicę z takim koncertem. Muzykomada bardzo by chciała, by karabiny i granaty zamienić na mikrofony i instrumenty muzyczne… O ile ten świat byłby lepszy!