niedziela, 2 marca 2014

Polsko-ukraiński koncert. Dikanda & Haydamaky. U Bazyla, 23.02.2014


„Trzeba umieć żyć, żeby umrzeć,
Trzeba umieć umrzeć, by żyć”
Gural, „Słowiańska krew” (Donatan RÓWNONOC)

Wieczór był specyficzny… Koncert Dikandy i Haydamaky, końcówka karnawału… Od miesiąca nastawiałam się na tańce-hulańce… Ale sytuacja na Ukrainie (Haydamaky to ukraiński zespół) trudna, a w połowie lutego zaczęło dziać się naprawdę źle… Zespół Haydamaky nie bez przeszkód przedostał się z Majdanu do Polski na trasę koncertową. Panowie wymyślili, że w takich okolicznościach historycznych koncerty będą inne, bardziej refleksyjne, bez tańców, za to z rozmowami, świeczkami…

„I już oficjalnie - koncerty Haydamaków odbędą się. Chłopakom udało się w nocy wyjechać z Kijowa, rano przekroczyć granicę.Wczoraj byli jeszcze na Majdanie, ale po tym, co zobaczyli, zdecydowali się przyjechać i wykrzyczeć swoje emocje. Dziś zaczynamy ośmiodniowy Euromaidan Tour. Będzie inaczej niż zakładaliśmy, piosenki po wczorajszych wydarzeniach w Kijowie nabrały innego znaczenia. Będzie energetyczne, ostro, ale z zadumą, z innymi emocjami. Chłopaki dedykują koncerty ofiarom w Kijowie. Będziemy słuchać, rozmawiać, ale i milczeć. Przynieście świeczki. Jeśli ktoś nastawiał się na radosne pląsanie - przepraszamy. Mamy nadzieję, że nasi przyjaciele z Dikandy też rozumieją sytuację i pomogą nam wyrazić te emocje. Nie zapominajcie o Ukrainie!” Takie słowa pojawiły się m.in. na stronie fejsbukowego wydarzenia.

Muzykomada była już raz na koncercie Dikandy, jakieś 20 miesięcy temu na EthnoPorcie w 2012, jedynym, który odbył się w sierpniu. Tym razem wyczuwało się inny nastrój, mimo że muzyka Dikandy jest jaka jest, czyli pozytywna, radosna, energetyczna, nawet gdy pojawiają się smutniejsze nuty. Grali swoje, zresztą tą trasą promowali też swoją najnowszą płytę „Rassi”. Ale Muzykomada miała wrażenie, że zespół starał się być neutralny. Robili swoje, ale z szacunkiem do przyjaciół z Ukrainy. A ludzie w zdecydowanej większości nie tańczyli. Przy takiej muzyce to naprawdę wyczyn. Ania, liderka zespołu, na ethnoportowym koncercie, i zapewnie na wszystkich innych poza tym lutowym, zachęcała do tańczenia. Zwłaszcza przy jednym utworze, który tym razem też się pojawił, ale już z innymi słowami wprowadzenia (tytułu nie znam). Wtedy Ania mówiła, by tańczyć, bo a nuż się coś wytańczy. I wstępnie wygląda na to, że Muzykomada sobie coś wtedy wytańczyła. Czekać trzeba było wiele miesięcy, ale…
 

W trakcie tego koncertu nagle przypomniała mi się taka scena z filmu „Pociąg życia” („Train de vie”):



Koncert Hajdamaków zaskoczył. Świeczek i zadumy nie było. Było za to dużo pozytywnej energii. Na twarzy lidera i innych członków zespołu często gościł uśmiech. Haydamaky zostały bardzo dobrze i serdecznie przyjęte przez liczną publiczność, a muzycy odwdzięczyli się świetnym występem. Widać było, że granie i kontakt ze słuchaczami sprawia im wielką przyjemność. Pod sceną i na scenie było żwawo. To była wschodniosłowiańska muzyka z rockowym, współczesnym pazurem. W dobrym wydaniu.


                                                     Występ 6 lat temu. Muzyka potwierdza postęp :)

Na refleksje czas przyszedł dopiero po koncercie. Zespół zapraszał do zadawania pytań, a pytać można było o wszystko, co związane jest z obecną sytuacją na Ukrainie. Niewiele osób zostało, a sporo z tych, którzy zostali i pytali mieli osobiste związki z Ukrainą albo byli we wszystkich  chyba na bieżąco. Muzykomada trochę uzupełniła wiadomości, bo ostatnio ucieka od polityki w muzykę, a w tygodniu poprzedzającym koncert żyła jeszcze koncertem i spotkaniem z ulubionymi raperami (prawie wszystko w klubie w tą niedzielę mi ich przypominało…). Muzykomada jednak też miała pytanie. O tą pozytywną energię koncertową – czy ona wynikała tylko z dobrego przyjęcia przez słuchaczy, czy też z tymczasowej sytuacji w ich kraju (w weekend trochę się uspokoiło, Tymoszenko wyszła na wolność, …). Okazało się, że to koncert. Planowali bardziej żałobne występy, ale okazało się, że nie potrafią tak, że te wcześniejsze na tej trasie koncertowej nie były udane. I dlatego koncert w Poznaniu był już taki. I dobrze, może na chwilę chociaż zapomnieli o bolesnych sprawach…

                   
                                 "Kto narodził się umrzeć musi
                                 A po śmierci narodzić się znów!
                                 Nie smuć się więc podczas
                                 Wypełniania swych obowiązków.
                                 A co do obowiązków -
                                 Musisz wiedzieć:
                                  Nie ma lepszego powodu by walczyć
                                 W imię zasad religii
                                  I obrony kraju przed wrogiem,
                                 By dowieść swego życia
                                  I stać się bohaterem..."


Los chciał, że Haydamaky grali w Poznaniu w dniu, gdy obchodzono rocznicę walki o Poznań (II wojna światowa). Muzykomada była w południe na Cytadeli na uroczystości, widziała ile ludzi składa kwiaty poległym. Później widziała rekonstrukcję bitwy. No, powiedzmy, że widziała, właściwie to głównie dym i czołg i panów w odblaskowych kamizelkach ;) nagłośnienie było kiepskie i tam, gdzie stała, nie dało się nic zrozumieć, a ktoś chyba dokładnie wszystko opowiadał i tłumaczył… nie było to przygotowane na tak dużą liczbę widzów. Ale mniejsza o kwestie organizacyjne. Los ciekawie zestawił tą rocznicę z takim koncertem. Muzykomada bardzo by chciała, by karabiny i granaty zamienić na mikrofony i instrumenty muzyczne… O ile ten świat byłby lepszy! 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz