wtorek, 31 grudnia 2013

„Dziewczynka z zapałkami” – niemy film z muzyką na żywo



„I ciągle dal,
Za dalą dal
Zawieje, snieżyce i żar, i kurz.
I nie wiem nawet już,
Czy tam gdzieś
Będzie kres.”
Edward Stachura, „Za dalą dal”*

15 grudnia poszłam do Kina Malta w Poznaniu na nietypowy seans – niemy film „Dziewczynka z zapałkami” (1928) z muzyką napisaną przez Waldemara Rychłego i zagraną przez niego oraz Joanną Zielecką i Martynę Susek. Pomysł współczesnego tworzenia dźwięków do dawnych, niemych dzieł uważam za bardzo dobry. Stwarza okazję do odświeżenia starego filmu i, jak w tym przypadku, baśni, którą czytało się w dzieciństwie, a jednocześnie do posłuchania dobrej muzyki granej na żywo. Nieme filmy sprzed prawie wieku są pewnie dla większości ludzi nieatrakcyjne, a dzięki takiemu zabiegowi można odkryć lub przypomnieć  sobie magię dawnego kina. Ja raczej nigdy bym nie obejrzała tego filmu (i innych, bo to nie pierwszy dla mnie tego typu seans), gdyby nie Waldemar Rychły i Kwartet Jorgi. Ponieważ Kwartet to jeden z moich ulubionych zespołów, parę lat temu z chęcią wybrałam się do kina na starego „Janosika”, aby ich posłuchać, miesiąc temu obejrzałam „Szczęście”, radziecki film, z muzyką zagraną już w innym składzie (ale z Joanną Zielecką i Waldemarem), w połowie grudnia w programie kina pojawiła się „Dziewczynka z zapałkami”.

                                                                                                          Fot. Wojciech Hildebrandt

Muzyka do filmu była udanie dobrana do obrazów, podkreślała nastroje wywoływane przez nie, zgrywała się z akcją. Chyba najlepszym i najbardziej zapadającym w pamięć momentem była ucieczka Karen z porucznikiem przed goniącą ich Śmiercią. Ten pościg i jego finał nie miałby takiej dramaturgii, gdyby nie muzyka. A zestawienie i połączenie w jedno różnych elementów przy okazji tego seansu, podkreśliło uniwersalność baśni Andersena. Sama baśń pochodząca z połowy XIX wieku, film francuski z 1928 roku, muzyka współcześnie powstała, czerpiąca z różnych źródeł, ze słyszalną słowiańskością, ale idealnie wpisująca się w zimowy i nordycki klimat. Oto jak opisał muzykę do filmu sam jej autor: ‘Muzyka przygotowana do filmu oparta jest motywach skandynawskich. to koncert folkowy, łączący chłód północy z delikatnym ciepłem rozpalonej zapałki, tradycyjną muzykę z jazzową improwizację i z energią akustycznego rockowego grania.’

                                                                                                         Fot. Wojciech Hildebrandt 


Film pod względem treści też nie był przeznaczony tylko dla dzieci; zresztą na seansie nie widziałam rodzin z dziećmi, raczej trochę młodzieży i dorośli. Pojawiły się też w filmie elementy, których w baśni nie ma; głównie wzbogacony został o kwestie relacji damsko-męskich, a sama aktorka grająca dziewczynkę ewidentnie nie była już dziewczynką (Catherine Hessling miała wtedy 28 lat) – wszystko jednak w formie adekwatnej także i dla dzieci. Sam Andersen podobno nie był zadowolony, że jego baśnie zostały uznane za dzieła tylko dla dzieci. Uważał, że jego teksty mają głębię, z którą chciał trafić do dorosłych. Myślę, że film Jeana Renoira i muzyka Rychłego z zespołem to swoista przysługa dla Andersena. Warto wyciągnąć tu choćby problem biedy i muru dzielącego ludzi ubogich i bogatych, który nadal jest aktualny. Do dzisiaj także wiele osób pomaga innym jedynie od święta i zapomina o dobroci wobec obcych nawet kilka dni po Świętach Bożego Narodzenia, które mają wyjątkową moc otwierania ludzkich serc.


Powyżej plakat z filmu, bardzo trafnie obrazujący jego treść. Przedstawia dziewczynkę z zapałkami i policjanta. Ten stróż prawa na chwilę się zapomniał , porozmawiał z dziewczynką, pooglądał z nią wystawę sklepową, wyraził troskę, ale zupełnie nie pomógł, nie kupił choćby jednego pudełka zapałek. Zajął się iskierką tylko na chwilę, potem znów zamknął się za swoim murem i wrócił do służbowych obowiązków. A ona niedługo potem zamarzła na śmierć, w wigilię Nowego Roku. Oby jak najmniej takich iskierek gasło z głodu, zimna i samotności…

Z filmem wiąże się też kilka ciekawostek. Główna aktorka to Catherine Hessling, ponoć ostatnia modelka słynnego impresjonisty Augusta Renoira. Została ona później żoną Jeana Renoira, jego syna. Jean w przeciwieństwie do ojca wybrał obraz ruchomy, a żonę uczynił główną gwiazdą swoich filmów, także „Dziewczynki z zapałkami”.

                                                                             Auguste Renoir, obraz z Hessling jako modelką

Na koniec współczesna muzyczna wariacja na temat „Dziewczynki z zapałkami”, tutaj z dziewczynką bez zapałek ;)


piątek, 27 grudnia 2013

Davide Lufrano Chaves - wspomnienie


„Wierzę, że jesteś gdzieś  tam i na nas patrzysz.
Na ten świat z góry widząc  ten teatrzyk, który nie dał Ci szansy,
Nie dał Ci dalej tańczyć i zostawił nas, byś był z nami duchem.
Życie, choć takie piękne, jest takie kruche…”
Sumastyli „Obrazy w mojej głowie”*

Wczoraj, w drugi dzień Świąt, odszedł z tego świata wspaniały muzyk (i zapewne też człowiek). Davide Lufrano Chaves.  Miałam szczęście usłyszeć go raz na żywo, gdy 28.07.2012 grał z The Magic Tombolinos w Gdyni na festiwalu Globaltica. To był koncert, o którym chciałam tu kiedyś napisać. Bo został w mej pamięci mimo upływu czasu. O wielu koncertach po jakimś czasie zapominam, o tym nie.  Czytając o zespołach, które miały zagrać na festiwalu, pomyślałam, że to Magic Tombolinos przede wszystkim chcę posłuchać. I się nie pomyliłam. W ich twórczości jest prawie wszystko, co mi się w muzyce najbardziej podoba. A to czego nie ma, mogłoby się pojawić. Po tym koncercie myślałam przez jakiś czas, że właściwie mogłabym się ograniczyć tylko do muzyki, którą tworzą ludzie z tego zespołu. Oni tyle chcieli dać swoim słuchaczom... Nie sądziłam, że przy takiej okazji o tym koncercie tutaj wspomnę…  Tak bardzo chciałam usłyszeć Davide jeszcze choćby raz na żywo, czy to z Magic Tombolinos czy De Fuego. A najlepiej wielokrotnie w różnych projektach... Cóż, dobrze, że w ogóle miałam jedną taką okazję. I że trochę muzyki po nim zostało. I parę wspomnień....


                                                          De Fuego "Caravan"


                                                                   Davide Lufrano Chaves "Flamenino"


                                                            De Fuego "Journey"

Alejandro Toledo & The Magic Tombolinos "On the Pavement"


Magic Tombolinos, Gdynia, 28.07.2012, Globaltica

! Update: Tu sylwetka muzyczna Davide w The Guardian - 9.01.2014

*SumaStyli "Obrazy w mojej głowie"

sobota, 7 grudnia 2013

Besatt u Bazyla, Poznań, 6.12.13

                                                                                                            ‘Ty sprawdzaj to bo gotów jestem
Jak pilotów kadra do odlotów w przestrzeń
Dzieci pomiotu diabła, flow najlepsze leci do narodu’
K2, „Dekada”Buka ft. Mati, K2

Długo się zastanawiałam, czy iść na ten koncert. Bo ja już z metalu wyrosłam, jakieś nieznane mi, poza gwiazdą wieczoru, kapele, zimno, orkany, itd. Jeszcze na dwie godziny przed koncertem pisałam smsa do przyjaciela z Gdańska z pytaniem, czy iść, odpisał: „PEWNIE, ŻE TAK! Przecież to najwyższa półka polskiego BM”. A ponieważ wieczorem i tak byłam w centrum, nie mogłam nie przyjść.

Przy okazji tego koncertu zdobyłam K2 muzycznego nomadyzmu: słuchałam rapu, m.in. "Dekady", i myślałam, czy iść na koncert blackmetalowego zespołu.

Już Det Gamle Besatt „wczesnej inkarnacji Besatt w repertuarze z początku lat 90. ub. wieku” przekonał mnie, że warto było przyjść. Występy zespołów Bloodwave, Nebiros  i Supreme Lord też były ok (jeden zaginął gdzieś w mojej czasoprzestrzeni). Ale Besatt był bezkonkurencyjny! Dla takich kapeli warto wracać czasem do świadomie wybranych muzycznych korzeni. Ale ten koncert pokazał mi dobitnie, jak bardzo od nich odeszłam. Wciąż doceniam, lubię czasem wrócić, w takich klimatach i u Bazyla mimo wszystko czuję się swojsko, ale… Cieszyłam się, że na czole nie wyświetlają się ostatnio słuchane utwory ;) Obserwacja tego wszystkiego wczoraj nieco mnie bawiła, nawet w środku koncertu Besatt miałam niekontrolowany atak śmiechu. Naprawdę cieszę się, że już z tych klimatów wyszłam! Czasem mogę posłuchać, bo są w metalu naprawdę rewelacyjne kapele. Poza tym muzyka to emocje, a te bywają przecież różne. Żałuję teraz, że nie poszłam tydzień temu na koncert Behemotha. Ciekawe byłoby porównanie ich z Besattem. 

W trakcie koncertów zastanawiałam się m.in. czy konkurs na stylizację wieczoru Chainsaw Metal Slaughter z Besattem w roli głównej powinien wygrać długowłosy blondmłodzieniec w koszulce Vadera, czarnych jeansach i białych adidasach czy łysy koleś z bródka, cały na czarno, w skórzanym płaszczu i z białym kubkiem w dłoni (na pewno ze świeżą krwią)? Dobrze, że nikt tam nie wiedział, jaką muzykę wybieram na codzień od paru lat.

Próbowałam też sobie wyobrazić, jak to jest przez lata siedzieć muzycznie w metalu. Zespoły łatwiej mi zrozumieć, bo w trakcie tworzenia można przeżyć i wyrzucić z siebie różne emocje. Ale jeśli coś cię otacza na codzień, a emocji nie przerabiasz w twórczości czy na siłowni… Cieszę się, że odkryłam np. folk, world music, rap. Zresztą, chyba nigdy nie byłam metalówą z krwi i kości. A jeśli już, to na pewno nie tylko…

Mimo wszystko, cieszyłam się, że widziałam na koncercie sporo młodych ludzi, także na scenie (Bloodwave). Miesiąc temu byłam na koncercie Hate w moim rodzinnym mieście, Słupsku, i zmartwiło mnie, że tak mało młodzieży tam było. Nawiasem, koncert ten idealnie zgrał się z wydarzeniami w moim życiu, obawiałam się wtedy, że rzeczywiście mogę kogoś znienawidzić… Słuchanie metalu jako etap w życiu jest ważny, uważam. Dla mnie przynajmniej był i cieszę się, że taki był. Dziś wolę, co prawda, coś lżejszego, np. Accept zamiast black czy death metalu, jeśli już mam ochotę na metal, ale do kapeli takich jak Besatt, czy mojej ulubionej niegdyś Lux Occulta, zawsze dobrze wrócić. 

Z Besattem wiąże się też takie małe moje wspomnienie. Był czas, kiedy w kółko słuchałam Biszowego „Wilka chodnikowego”, wróciłam właśnie z koncertu Bisza, a na fejsie Michał, wspomniany wcześniej przyjaciel z Gdańska, zamieścił jakiś utwór Besatt. To było dla moich uszu niczym balsam. Ale rap to też pewna estetyka, do której na pewno dziś już jestem bardziej przyzwyczajona. Koncert Bisza i B.O.K., na którym byłam odbył się jesienią 2012 i był na początku rocznej trasy po premierze "Wilka". Zresztą, bardziej chyba zmęczył mnie wtedy tłum (klub był wypełniony szczelnie, trudno było się poruszać).





środa, 4 grudnia 2013

Ania Rusowicz 11.11.13 w Poznaniu

                                                                                       'There will be a time we'll get back our freedom
 They can't break what's inside.'
Within Temptation “The Heart of Everything”*

Koncert Ani Rusowicz w Poznaniu odbył się z okazji obchodów Imienin Ulicy Święty Marcin, połączonych z obchodami Dnia Niepodległości.

O istnieniu Ani Rusowicz dowiedziałam się kilka miesięcy wcześniej dzięki jej gościnnemu występowi na płycie „Nic się nie stało” Motion Trio i L.U.C’a, a o tym, że będzie gwiazdą wieczoru na Imieninach dowiedziałam się parę godzin przed premierą teledysku ich wspólnego utworu „Iluzji Łąka”.

Tu zrobię małą dygresję o tym, jak można muzycznie popłynąć, gdy twórcy i odbiorcy są otwarci. Zanim ukazała się płyta  ‘Nic się nie stało’, byłam po dwóch fenomenalnych koncertach Motion Trio w ramach festiwalu Etno Port i cyklu Powroty EPP – tak fenomenalnych, że chętnie pójdę na kolejne. I to od Motion Trio dowiedziałam się o ich projekcie z raperem, którego jeszcze wtedy nie znałam (później przypomniało mi się, że ktoś mi go bardzo polecał na początku 2013 – miał chyba wtedy koncert w Poznaniu, ale polecenie nie poskutkowało; pamiętam m.in. zdanie, które brzmiało mniej więcej tak: „Skoro już zaczęłaś słuchać rapu, to byś przynajmniej słuchała L.U.C’a, a nie Peji czy nawet Bisza” haha). Utwory, których początkowo słuchałam z youtube’a, momentalnie przypadły mi do gustu. Siłą rzeczy zaczęłam zagłębiać się w to, co L.U.C nagrał wcześniej. A "Oda do młodości" zaprowadziła mnie do Buki. Aktualnie obaj są moimi ulubionymi raperami i to ich utwory od miesięcy najczęściej wydobywają się z moich głośników. A wszystko zaczęło się od zainteresowania tzw. muzyką świata (do której dotarłam poprzez black metal, tak na marginesie).

Tyle dygresji, wracam do Ani. Koncert uważam za udany. To było kilkadziesiąt minut dobrej muzyki i pozytywnej energii, której często brakuje w Polsce w Dniu Niepodległości, mimo że okazja do świętowania radosna. Podobało mi się, mimo że to niekoniecznie moje muzyczne klimaty. 

Ania ma fantastyczny głos. I wyglądało na to, że dobrze czuje się na scenie. Może przydałoby się jej jeszcze trochę doświadczenia, ale to oczywiste, że nie wszystko przychodzi od razu. Zresztą, robi wrażenie przesympatycznej osoby, więc tym bardziej można przymknąć oko. Dochodził tu pewnie też stres. Ania pochodzi z Poznania i był to jej pierwszy koncert tutaj. Widać było, że szczerze się cieszy, że może tu zagrać i bardzo się stara, żeby było jak najlepiej. Myślę, że dla wykonawców takie darmowe koncerty są trudne, bo nie wiadomo, kto tak naprawdę przyszedł,  ile tu fanów, a ile mniej lub bardziej przypadkowych osób. Rusowicz poradziła sobie z tym bardzo dobrze, moim zdaniem.
                                                                    (wideo z Łodzi:)


Wokalistka w trakcie występu, oczywiście, nawiązywała do okazji, z jakich ten koncert został zorganizowany. Poza pytaniami o liczbę zjedzonych rogali barcińskich padały też poważniejsze, choć proste pytania: Czy są tu ludzie wolni? Czy są tu ludzie szczęśliwi? Czy robicie to, co lubicie, to co chcecie robić? Mi one dały trochę do myślenia ;) Ciekawe, że nie było jakiegoś  wielkiego odzewu ze strony publiczności.  Czy wynikało to z powściągliwości czy raczej z tego, że odpowiedzi byłyby negatywne?

Szaleństwa pod sceną nie było, ale Ani udało się nawiązać kontakt ze słuchaczami. Było sporo osób, po których było widać, że dobrze się bawią, a po zakończeniu domagano się bisu. Niestety, zespołowi nie dane było zabisować, gdyż świętowanie ostatecznie zamknąć miał pokaz sztucznych ogni, a organizatorzy mieli już pozwolenie z pobliskiego lotniska. Fajerwerki były piękne, ale zawsze w takich momentach zastanawiam się, ile to pieniędzy idzie dosłownie z dymem… Dodatkowego smaczku dodawała tym razem muzyka zespołu o nazwie Within Temptation. A przy okazji zastanawiałam się, na ile wybór muzyki związany był z faktem, iż Within Temptation zagra 8 marca w Poznaniu.


*Within Temptation "The heart of Everything" (do pokazu sztucznych ogni wybrany był inny utwór, nie pamiętam już jaki, coś z płyty "The Silent Force")

sobota, 30 listopada 2013

Muzykomada świata ciekawa - wstęp

                                                                                           „Będzie dobrze, bo już  jest w porządku”.
Fokus

Na  wstęp do mojego bloga wybrałam „Świata ciekawość” Skorupa (już ponad dwa miesiące temu, gdy narodziła się koncepcja tego bloga). Powodów jest wiele, najważniejszy to wątek koncertowy. Osobiście na Skorupa koncercie nie byłam, ale wszystko przede mną. Zdarzało mi się natomiast jechać do innego miasta na koncert, a przy okazji zwiedzanie. Na pewno będę chciała tu napisać przynajmniej o jednym z takich historycznych wydarzeń. Kiedyś, tak jak Skorup, kupiłam bilet na dworcu, wsiadłam do pociągu i pojechałam do Łodzi Kaliskiej. Tyle, że ja byłam słuchaczką, a koncert był ethnojazzowy. I stacja początkowa też była inna. 

Ze „Świata ciekawością” odbyłam też jedną małą, taką z serii codziennych, podróży. Był piątkowy deszczowy poranek, a ja jechałam do pracy tramwajem, szary świat za oknem przysłonięty był parą, ale i wewnątrz było szaro.  Gdy zwolniło się miejsce koło mnie, usiadłam, włączyłam teledysk i na kilka chwil przeniosłam się w inny świat. Jego część została we mnie, gdy wysiadłam i skierowałam się do pracy. Dzień mimo wszystko zaczął się dobrze. A kilka godzin później był już weekend. I jeśli dobrze pamiętam, premiera kolejnego teledysku Skorupa.

Powyższej opisana podróż pokazuje ładnie, dlaczego od września „Świata ciekawość” jest jednym z dwóch stałych muzycznych punktów, od których zaczynam prawie każdy dzień. Ale dopiero ostatnich dniach przekonałam się, że Skorup nie będzie dla mnie raperem jednego utworu. Tekst ten piszę odsłuchując kolejny raz płyty „Piękna pogoda” z internetu. Mam już swojego ulubieńca – "Ogień kroczy ze mną"!

Krótko: „Świata ciekawość” to dobre odzwierciedlenie tego, czego mniej więcej można spodziewać się po „MUZYKOMADZIE”. Czy będzie tego mniej, czy więcej, i czego dokładnie – czas pokaże. A teraz niech sam utwór przemówi: 

* cytat ten nie był tu planowany. Po prostu, gdy siadałam do komputera, by włączyć Skorupa i zacząć pisać tekst na bloga, akurat uruchomiło mi się "Wszystko będzie dobrze" z jakiejś playlisty znalezionej na yt złożonej głównie z innych twórców. A że idealnie się to komponowało z tym, o czym myślałam chwilę wcześniej i dodatkowo zacytowane zdanie już mi się gdzieś przewinęło tego dnia... :) 

*Fokus ft. Gutek "Wszystko będzie dobrze"