sobota, 7 grudnia 2013

Besatt u Bazyla, Poznań, 6.12.13

                                                                                                            ‘Ty sprawdzaj to bo gotów jestem
Jak pilotów kadra do odlotów w przestrzeń
Dzieci pomiotu diabła, flow najlepsze leci do narodu’
K2, „Dekada”Buka ft. Mati, K2

Długo się zastanawiałam, czy iść na ten koncert. Bo ja już z metalu wyrosłam, jakieś nieznane mi, poza gwiazdą wieczoru, kapele, zimno, orkany, itd. Jeszcze na dwie godziny przed koncertem pisałam smsa do przyjaciela z Gdańska z pytaniem, czy iść, odpisał: „PEWNIE, ŻE TAK! Przecież to najwyższa półka polskiego BM”. A ponieważ wieczorem i tak byłam w centrum, nie mogłam nie przyjść.

Przy okazji tego koncertu zdobyłam K2 muzycznego nomadyzmu: słuchałam rapu, m.in. "Dekady", i myślałam, czy iść na koncert blackmetalowego zespołu.

Już Det Gamle Besatt „wczesnej inkarnacji Besatt w repertuarze z początku lat 90. ub. wieku” przekonał mnie, że warto było przyjść. Występy zespołów Bloodwave, Nebiros  i Supreme Lord też były ok (jeden zaginął gdzieś w mojej czasoprzestrzeni). Ale Besatt był bezkonkurencyjny! Dla takich kapeli warto wracać czasem do świadomie wybranych muzycznych korzeni. Ale ten koncert pokazał mi dobitnie, jak bardzo od nich odeszłam. Wciąż doceniam, lubię czasem wrócić, w takich klimatach i u Bazyla mimo wszystko czuję się swojsko, ale… Cieszyłam się, że na czole nie wyświetlają się ostatnio słuchane utwory ;) Obserwacja tego wszystkiego wczoraj nieco mnie bawiła, nawet w środku koncertu Besatt miałam niekontrolowany atak śmiechu. Naprawdę cieszę się, że już z tych klimatów wyszłam! Czasem mogę posłuchać, bo są w metalu naprawdę rewelacyjne kapele. Poza tym muzyka to emocje, a te bywają przecież różne. Żałuję teraz, że nie poszłam tydzień temu na koncert Behemotha. Ciekawe byłoby porównanie ich z Besattem. 

W trakcie koncertów zastanawiałam się m.in. czy konkurs na stylizację wieczoru Chainsaw Metal Slaughter z Besattem w roli głównej powinien wygrać długowłosy blondmłodzieniec w koszulce Vadera, czarnych jeansach i białych adidasach czy łysy koleś z bródka, cały na czarno, w skórzanym płaszczu i z białym kubkiem w dłoni (na pewno ze świeżą krwią)? Dobrze, że nikt tam nie wiedział, jaką muzykę wybieram na codzień od paru lat.

Próbowałam też sobie wyobrazić, jak to jest przez lata siedzieć muzycznie w metalu. Zespoły łatwiej mi zrozumieć, bo w trakcie tworzenia można przeżyć i wyrzucić z siebie różne emocje. Ale jeśli coś cię otacza na codzień, a emocji nie przerabiasz w twórczości czy na siłowni… Cieszę się, że odkryłam np. folk, world music, rap. Zresztą, chyba nigdy nie byłam metalówą z krwi i kości. A jeśli już, to na pewno nie tylko…

Mimo wszystko, cieszyłam się, że widziałam na koncercie sporo młodych ludzi, także na scenie (Bloodwave). Miesiąc temu byłam na koncercie Hate w moim rodzinnym mieście, Słupsku, i zmartwiło mnie, że tak mało młodzieży tam było. Nawiasem, koncert ten idealnie zgrał się z wydarzeniami w moim życiu, obawiałam się wtedy, że rzeczywiście mogę kogoś znienawidzić… Słuchanie metalu jako etap w życiu jest ważny, uważam. Dla mnie przynajmniej był i cieszę się, że taki był. Dziś wolę, co prawda, coś lżejszego, np. Accept zamiast black czy death metalu, jeśli już mam ochotę na metal, ale do kapeli takich jak Besatt, czy mojej ulubionej niegdyś Lux Occulta, zawsze dobrze wrócić. 

Z Besattem wiąże się też takie małe moje wspomnienie. Był czas, kiedy w kółko słuchałam Biszowego „Wilka chodnikowego”, wróciłam właśnie z koncertu Bisza, a na fejsie Michał, wspomniany wcześniej przyjaciel z Gdańska, zamieścił jakiś utwór Besatt. To było dla moich uszu niczym balsam. Ale rap to też pewna estetyka, do której na pewno dziś już jestem bardziej przyzwyczajona. Koncert Bisza i B.O.K., na którym byłam odbył się jesienią 2012 i był na początku rocznej trasy po premierze "Wilka". Zresztą, bardziej chyba zmęczył mnie wtedy tłum (klub był wypełniony szczelnie, trudno było się poruszać).





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz